27 January 2015

Kulinarna wycieczka po Chiang Mai


Minął już tydzień naszego pobytu w Chiang Mai :) Chadzamy sobie nadal na pyszne śniadania do Addy, czyli na najsmaczniejsze sałatki owocowe w mieście, a do tego popołudniami zaglądamy to na odlotowe shake-i i smoothie owocowe :) Sałatke zamawiamy z jogurtem, czasem z muesli i polaną miodem :) Rewelacja. Co ciekawe do tej sałatki Addy dodaje też awokado :)
Codziennie udajemy się na masaż tajski do jednej ze świątyń w centrum, potem spacery po różnych częściach miasta. Dziś zakupiłam dla siebie na dużym targu w chińskiej dzielnicy cudowną łyżkę cedzakową :) Mam ostre zakusy jeszcze na piękny nóż :) Wracamy tam w sobotę na zakupy i pewnie ulegnę pokusie :) Marzy mi się też sitko do gotowania makaronu ryżowego, ale tego już nie mam jak spakować :) Może w przyszłym roku sobie kupię. Dobrze mieć takie niespełnione marzenia.
Spacerując po mieście szukamy na lunch miejsc nieturystycznych, gdzie widzimy tylko lokalną ludność i tam zazwyczaj wpadamy na obiad.
Spacerując po ulicach codziennie widzimy Tajów okutanych w grube kurtki watowane, skórzane, w swetrach, bluzach z długim rękawem, w końcu w czaplach wełnianych na głowie. Teraz jest tu zima :))) Nawet tutejsze psy chodzą we wdziankach i tak będzie pewnie co najmniej do połowy lutego. Wtedy właściciele uznają, że jest już dosyć ciepło by ich pupile chodziły tylko we własnym futerku :) OK, nie wszyscy Tajowie chodzą tak ciepło ubrani ale to bardzo ładnie wygląda gdy na ulicy mijają się marznący Tajowie ubrani na cebulkę z turystami biegającymi w szortach i koszulkach :) Pewnie dla tutejszych to jedyny moment by ubrać półbuty podbite sztucznym futerkiem i ciepłe, egzotyczne ubrania :)
W niedzielę wybraliśmy się na Niedzielny Targ, na głównej ulicy miasta. Niesamowita komercja, tłumy turystów i handlarzy sprzedających wszystko o czym turysta może zamarzyć, od ubrań, przez biżuterię, "dzieła sztuki", souveniry, aż po jedzenie :) I my właśnie na jedzenie się tam co roku wybieramy. OK, trzeba troszkę przepłacić, ale można popróbować w jednym miejscu wielu fajnych rzeczy, bo całe jedzenie jest ustawione na terenie 3 sąsiadujących świątyń. Są też stoliki i można sobie usiąść i spokojnie zjeść. Od lat znajdujemy tych samych sprzedawców w tych samych miejscach i do niektórych wracamy :) I w tym roku zjedliśmy samosy, pierożki gyoza, żółty makaron z kurczakiem w aromatycznym sosie curry, sataye (małe szaszłyczki), grillowane grzyby i grzybki, drobne przekąski, mięsko, aż trudno spamiętać.

The typical day for us in Chiang Mai up, shower and shave if applicable, then 5 minutes walk round to our usual breakfast place which is right opposite our local market. We have been breakfasting at Addy's for the past three years. She has extended her range and not only sells the fantastic fruit slads, smoothies and shakes but now does local thai food and in the evenings even sushi. We always have the same - a big bowl of all sorts of local fruti that is in season including local avocado, with youghurt muesli and honey. We the stroll down to the temple where we have our daily massage. The rest of the day we spend wandering around different parts of Chiang Mai doing the odd shopping but mainly searching for local eateries for luch and our evening meal.
There is a Sunday Walking Market in the middle of the old town very near where we have our daily massage. It's grown considerably in size over the past years. It is very, very commercial but you can pick up some good bargains of local handicrafts if you are prepare to wander up and down. We mainly go to try the various snacks of which there are dozens. From satays, to samosas, fried fish, squid, noodles, mushrooms wrapped in bacon, soups you name it's there including lots and lots of super sweet cakes and various desserts.

Kilka zdjęć z nieturystycznych miejsc gdzie jedliśmy nasze obiadki w ostatnich dniach :)






I niesamowite stoisko ze świeżymi sokami z każdego możliwego owocu :)



Poniżej kilka kulinarnych fotek z Niedzielnego Targu











1 comment: